Po modlitwie o oczyszczenie ziemi, w której uczestniczyłam 17 lutego, pragnę podzielić się spostrzeżeniem, które uczyniłam podczas pobytu na wsi, gdzie korzystając z czasu emerytury pomagam bratu w pracach polowych.

 W sąsiedztwie brata żyła bezdzietna wdowa, która z miłości do posiadanej ziemi, dopóki sił starczyło pracowała, aby pole nie leżało odłogiem. Znana była z uczynności – pomagała innym i dzieliła się, czym tylko mogła. Po jej śmierci nikt pola nie uprawiał – wyrosła na nim trawa jednego gatunku, nie było żadnych chwastów. Dopiero po kilkunastu latach wyrosły brzozy zasiane przez wiatr.

W pobliżu swoje pole uprawiał samotny mężczyzna, znany z gromadzenia pieniędzy i skąpstwa. Często wchodził w konflikty z sąsiadami. Gdy zabrakło mu sił do pracy, znalazł się w szpitalu psychiatrycznym i do śmierci tułał się po domach opieki. Opuszczone pole natychmiast zarosło ostem, który wiatr rozsiewał czyniąc szkodę w uprawach sąsiadów.

             Przebywając na wsi widzę, że nieliczni już uprawiający ziemię rolnicy, czynią to z niechęcią, czują się przymuszeni. Młodzi w ogóle nie chcą pracować. Pola są coraz bardziej zachwaszczone – pojawiają się chwasty, których wcześniej nie było, bez oprysków nic nie urośnie. Ale gdy słyszę ile przekleństw „sypie się” z ust mężczyzn przy każdej pracy, to myślę, że te chwasty są tych przekleństw „owocem”.

             Moje doświadczenie pracy na polu brata, to radość obcowania z Bogiem – Stwórcą, duchowy wzrost, zwłaszcza w cierpliwości i pokorze oraz liczne pożytki doczesne i okazja do dzielenia się nimi.

           Dziękując Bogu za ziemię, która nas żywi, przepraszajmy za wszelkie zło, które tej ziemi wyrządzamy.

Maria

Ps.

Dodam jeszcze, że mężczyzna, o którym wspomniałam był zelatorem Róży Różańcowej i w każdą niedzielę prowadził w kościele różaniec. Bywał też na Mszy Świętej w dni powszednie, znany był z animowania modlitw w domach zmarłych. Myślę, że dzięki temu Pan Bóg ocalił jego duszę – w chwili największego załamania przygotował sznur, aby się powiesić, po czym zatelefonował do księdza proboszcza i poprosił o spowiedź przed śmiercią. Po spowiedzi ksiądz proboszcz wezwał karetkę pogotowia ratunkowego.