Pozwolić Bogu działać…

Znalazłam, Którego miłuje dusza moja…

 

„Zatwardziałość jest największym wypaczeniem człowieczeństwa. Diabłu chodzi o to, by pielęgnować zatwardziałość serca.”

Przyjechałam do WMM z sercem pełnym żalu do otaczającego mnie świata. Do Boga, do ludzi, do siebie. Szukałam ratunku, bo nie miałam już siły tak żyć dalej. Usłyszałam: „Jeżeli w twoim sercu siedzą ludzie, którzy zadali ci rany, to jesteś zamknięta na miłość Boga. Może Bóg czeka byś wypuściła tych ludzi z serca.” I zaczęłam oddawać po kolei każdą osobę. Jakież wielkie było moje zdziwienie, gdy w trakcie tej modlitwy poczułam wolność, pokój, radość, powoli świat nabierał wiosennych kolorów.

Usłyszałam przypowieść o modlitwie faryzeusza i celnika. Zobaczyłam siebie w osobie faryzeusza po raz pierwszy. Zawsze utożsamiałam się z celnikiem. Jak na dłoni zobaczyłam swoją pychę, wyniosłość, to, że pogardzam innymi, z jaką łatwością oceniam innych, czuję się od nich lepsza.

Następnie rozważałam scenę z Golgoty: Jezus na krzyżu, pod krzyżem Matka Boża, Św. Jan i sugestia: gdzie ja jestem?

Długo szukałam czy stoję, czy klęczę, czy siedzę a może uciekam. Nic z tego. Powoli dociera do mojej świadomości, że mnie, córki Matki Bożej Bolesnej, tam nie ma. Szok…, jak to nie ma…? …Uklękłam obok klęcznika przerażona i chciałam wołać pomocy, ale nie dałam rady, nie było we mnie wiary. Trudna prawda, że nie wierzę w Boga, powaliła mnie na ziemię, było to nie do uniesienia. Kiedy uświadomiłam sobie, że 54 lata temu przyjęłam chrzest, 35 lat temu wstąpiłam do Zgromadzenia, 16 lat pełniłam posługę przełożeństwa, ogarnęła mnie rozpacz… Z takim stażem można nie wiedzieć, że się nie wierzy w Boga.

Po chwili z głębi serca zawołałam: Jezu ratuj! I jak nigdy dotąd wykrzyczałam z głębi duszy: Jezu Ufam Tobie.

Dopiero w tym momencie uświadomiłam sobie dlaczego właśnie tu, do Wspólnoty Miłości Miłosiernej, Bóg mnie przyprowadził. Następnego ranka obudziłam się ze świadomością, że w moich żyłach płynie Jezusowa Krew. Niewypowiedziana radość wypełniała moje serce.

Następna perykopa, którą rozważałam, to Maria i Marta… Bez trudu odnalazłam się w zaradnej Marcie, ale co ważniejsze, zobaczyłam, że ja stoję nad Jezusem i nie słucham tego, co On chce mi powiedzieć, tylko wykrzykuję swoje pomysły, bo ja zawsze mam rację i moje musi być na wierzchu. Jezus przez 54 lata nie zrezygnował ze mnie, nie poddał się, tylko czekał patrząc na mnie z miłością, kiedy usłyszę Jego subtelny, delikatny głos. I nie dość tego…, zrozumiałam, że mogę być zaradną Martą i w codziennym zabieganiu, w swoim sercu, siedzieć u stóp Jezusa i słuchać Jego słodkiego głosu, i z Nim kroczyć przez moją codzienność. To Jest piękne. I takiego życia każdemu z Was życzę.

„ Więc śpiewaj duszo ma: Bóg jest Miłością…”

Wdzięczna Bogu i ludziom s. Celina – serafitka