,,Udzielę wam mego ducha, byście ożyli” Ez 37,14

 

Moje życie dzielę na dwa okresy. Czas przed ,,Polańczykiem,, i czas po ,,Polańczyku,, – czyli po rekolekcjach we Wspólnocie Miłości Miłosiernej. Jestem wdzięczna Bogu, że dał mi taką łaskę, by doświadczyć tak realnie i blisko Jego czułej Obecności. Wchodząc na teren Wspólnoty Miłości Miłosiernej jakby ,,automatycznie” człowiek staje wobec innej rzeczywistości – jakby serce zaczynało bić w innym rytmie, ,,automatycznie” otwierało się i chłonęło Obecność Bożą. Może to ta przestrzeń ciszy, modlitwa ze Wspólnotą, omodlone miejsce, miłość taka zwyczajna, w codzienności członków tej Wspólnoty? A może wszystko na raz?

Doświadczyłam, że człowiek, by żyć w pełni, potrzebuje zadbać i zauważyć w sobie trzy sfery: ciało, duszę i ducha. Właśnie tutaj odnalazłam sens prawdziwego życia konsekrowanego, ale najpierw tu odnalazłam siebie, taką prawdziwą, choć może mocno pokiereszowaną, ale właśnie taką: zupełnie dobrą, piękną, zaplanowaną i kochaną. Moje życie poświęcone Bogu właśnie tutaj zaczęło ,,żyć”, być życiem ofiarowanym, bo żeby takim było, musiało najpierw być przeze mnie przyjęte i ukochane, i tu to przeżyłam! W jednej z kontemplacji zostałam zaproszona, by przyjąć i przytulić w sobie to dziecko, które noszę (w moim przypadku Marysię). Choć nie było to łatwe, to właśnie to otwarło we mnie nieznaną mi przestrzeń, przestrzeń gdzie poczułam się takim dzieckiem: bezradnym, ale jednocześnie mającym wszystko w Bogu, dzieckiem bardzo kochanym, dla którego Bóg pragnie dobra i szczęścia.

Habit przez wiele lat był dla mnie taką zbroją ochronną, zasłoną tego czego się wstydziłam i nie akceptowałam w sobie, a także ozdobą, moim całym bogactwem, bo przecież bez tego byłam nikim. Także coś było tu bardzo nie tak!!! Więzienie, niemoc wyjścia z jakiegoś cienia, którego pilnowali najsurowsi strażnicy we mnie. Dopiero to doświadczenie Miłości, tu na rekolekcjach, doświadczenie siebie jako osoby, dotknięcie Bożą łaską najgłębszej otchłani we mnie otwarło nowy rozdział w moim życiu. Cisza, która mówi, modlitwa wspólna i indywidualna, adoracja, praca w ogrodzie, to wszystko stwarzało dla mnie szansę, by spotkać się najpierw ze sobą. Doświadczyłam, że moje pochodzenie i zdążanie jest określone, że jest we mnie piękno, odcisk Dotyku Boga, którego nic nie wymaże, nic nie zmieni, nic nie upiększy, bo nie trzeba, bo to najpiękniejsze piękno jest we mnie – On. I habit nic tu nie zmieni, nic nie doda, bo tak naprawdę nie liczy się nawet czy jestem w niego ubrana czy nie. Moja tożsamość leży gdzie indziej – w samym środku Serca Boga. I to jest wszystko, i to wystarczy!!! Bóg sprawił, że ożyłam, stworzył mnie na nowo, teraz naprawdę czuję, że żyję i wstępuję w życie z Nim.

Dziękuję Dobremu Bogu za ten czas rekolekcji w ciszy, za tą przestrzeń modlitwy i za ludzi, którzy tworzą tą Wspólnotę. Ich modlitwa, życie miłością w codzienności, taka ich zwyczajność i proste gesty dobroci tworzą dom, w którym przechadza się Dobry Samarytanin, Jezus i jest gotowy zalewać oliwą i winem wszystkie rany, nawet te ropiejące. Chwała Panu za ten czas i za Wspólnotę Miłości Miłosiernej.

s.Maria SBDNP