Z prośbą o rekolekcje zwróciłam się do WMM jak po ostatnią deskę ratunku, po licznych badaniach lekarskich, które wykazały, że mój organizm funkcjonuje normalnie. Natomiast ja czułam się bardzo źle, miałam poczucie, że nie żyje moje serce. Byłam jakby w grobie, bez życia, oddalona od Boga, cierpiąc straszliwe udręki. Znalazłam się w stanie kompletnej niemocy do czynienia czegokolwiek. Nie miałam siły do niczego. Dobrze czułam wewnętrznie, że jest to raczej choroba duszy niż ciała, której skutki objawiały się napadami bólów głowy, nudności i lęku nie wiadomo o co.
Gdy przyjechałam na rekolekcje, gdzieś wewnątrz, jak echo powracały do mnie codziennie i wiele razy w ciągu dnia takie Słowa: „Mocy im będzie przybywać”, „Mocy im będzie przybywać”..
Tymczasem pierwsze dwa dni były jakby kompletnym zaprzeczeniem tego umocnienia, którego tak bardzo pragnęłam, ogarnęło mnie jeszcze gorsze poczucie własnej nicości, pustki, nieistnienia, złudzenia. Straciłam nadzieję, która była jeszcze moją jedyną ostoją.
Pragnęłam jedynie Ducha Świętego i Jego Miłości, aby rozpalił z tej iskry ukrytej w popiele mojego serca swój Ogień. Spraw, proszę abym mogła kochać Boga i każdego człowieka, a szczególnie moje Siostry.
Obietnicą, jak lekarstwo i pocieszenie przyszła w Słowie Bożym: ” O czyszczę was od wszelkiej zmazy, dam wam serce nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza. Ducha mojego chcę tchnąć w was”.
„Prosiłabyś Go a dałby ci pić Wody Żywej, która stanie się źródłem” . Prosiłam, bo byłam jak spragniona studnia, wyschła, nie dająca życia, nie spełniająca swojego zadania. Prosiłam, jednak było mi bardzo trudno wejść do własnego serca i tam spotkać Jezusa, i ze sobą się spotkać. Moje serce było zamknięte. Tam nikt nie miał już od dawna dostępu, nawet ja sama, ani Jezus, którego przecież tak bardzo pragnęłam, lecz spotykałam się z Nim jakby „przez szybę” , poza sercem, na zewnątrz, otoczona zimnym myślami, że ja nigdy nie będę potrafiła kochać tą wspaniałą, piękną, czułą, czystą Miłością, do której zaprasza i wzywa nas Jezus.
W piątek, trzeci dzień rekolekcji, Słowo Boże z Liturgii i brewiarza przeszyło mi serce na wskroś:
„Wróć Izraelu, do Pana, Boga Twojego, upadłeś bowiem przez własną swą winę. Zabierzcie ze sobą słowa i nawróćcie się do Pana. Stanę się jakby rosą dla Izraela, tak, że rozkwitnie jak lilia” (Oz 14,2-10)
To była piękna zapowiedź tego, czego Pan chciał dokonać w moim biednym wyschłym, nietryskającym źródle, ponieważ nie kochającym sercu. Tam gdzie nie potrafiłam sobie poradzić, On przyszedł poprzez Waszą ofiarną i tak cierpliwą posługę Miłosierdzia, przyszedł delikatnie jak rosa, aby użyźnić swój ogród.
Kontemplując otwarte Serce Jezusa, źródło życia, ożyła we mnie nadzieja, poczułam, że będzie Pascha, bo Pan powiedział: „Idź bez obawy do Egiptu, gdyż uczynię Cię tam wielkim narodem. Ja pójdę tam z tobą i Ja stamtąd cię wyprowadzę”.
Panie Jezu, modliłam się, przy Krzyżu Chrystusa w Waszej kaplicy, pokaż mi proszę mój Egipt, co jest tym moim więzieniem, które tak mnie torturuje wewnętrznie i wycieńcza, który odebrał mi moc Ducha? Tak, poprzez Słowo Boże, konferencje o Dawidzie i codzienną rozmowę kierowaną przez Was, otrzymywałam Światło. Składałam jak mozaikę słowa rozeznania, które płynęły z głębi Waszego serca zjednoczonego z Sercem Pana Jezusa i które wskazywały mi wewnętrzny kierunek dotarcia do Prawdy o sobie samej.
To były bardzo trudne i bolesne rekolekcje, a jednak najważniejsze, jak dotąd w moim życiu, bo w końcu dotarłam do przyczyn mojej depresji, do przyczyn bólów głowy i dręczących nudności. Zobaczyłam korzenie, skąd to cierpienie pochodzi i kiedy to się zaczęło. Rana była tak wielka, że pomimo przebaczenia otrzymanego w Sakr. Pokuty i Pojednania, zamknęłam moje serce dla wszystkich. To źle przeżyte doświadczenie, choć wyspowiadane zrodziło we mnie brzemienne skutki. Trwało aż dotąd, 7 lat. Odepchnięte, przysypane codziennym pośpiechem wokół wielu spraw, jakby gdzieś zapomniane, odezwało się w tym roku aż do grobu depresji, smutkiem niekochania, poczuciem bezsensu, bo bez tej Miłości, której Jezus nas uczy, nic nie ma sensu.
Teraz jest inaczej. Pan Jezus przemienił moje życie, uleczył bóle głowy i odebrał męczące nudności. Obdarzył mnie trwałym Pokojem, jakiego nigdy dotąd nie doświadczałam
Dlaczego?
Pan Jezus pokazał mi jak bardzo ważne jest dla Niego moje serce i serce każdego człowieka. On o tym mówi na każdej stronie Ewangelii każdym gestem czynem, milczeniem, spojrzeniem „Miłujcie się tak, jak Ja was umiłowałem”.
„Z całą pilnością strzeż swego serca, bo w nim jest źródło życia.” (Prz4, 33)
U mnie łaska wyprowadzenia z niewoli egipskiej, cud wskrzeszenia serca i wylanie Ducha Świętego trwają mocą Pana. Ta niewypowiedziana łaska rodzi w moim sercu pragnienie świętości, modlitwy i aby dobrze wypełnić zleconą mi posługę. Otrzymałam też dar głębokiego i b. żywego zjednoczenia z Sercem Pana Jezusa w świątyni mojego serca.
Przez Waszą posługę Miłosierdzia Pan Jezus wskrzesił moje serce że śmieci niekochania, uleczył mi serce i zrodził w nim swoją czystą Miłość. On tu teraz ze mną jest bardzo blisko. Umacnia mnie i przygotowuje tą Radością swego Ducha na dalszą misyjną drogę, bo szatan nie szczędzi mi swoich ataków. Tym bardziej trzymam się Ręki Jezusa i Serca Maryi, aby okazana mi moc Łaski Bożej przyniosła owoc, który będzie trwał na Życie Wieczne. Droga Jezusa jest brzemienna ale i uszczęśliwiająca. Pokochałam to życie z Jezusem jeszcze bardziej dzięki Wam, poprzez świadectwo Waszego pięknego życia, ofiarnego i radosnego zjednoczenia serc z Panem Bogiem i z ludźmi. Nie dziwcie się, że i Was pokochałam, bo Pan Jezus udzielił mi u Was bardzo wielu łask, zrodził w moim sercu dar czystej i radosnej Miłości. To jeden z wielu bezcennych darów, tak upragniony, jakim spodobało Mu się ozdobić i uszczęśliwić moje serce, dla Jego chwały i szczęścia Jego dzieci, które spotykam na co dzień.
Jezu ufam Tobie, ufam Twojemu nieskończone miłosierdziu.
s. Laura