Moje świadectwo jest bardzo nietypowe, ponieważ wyjechałam z rekolekcji bardzo przybita, jakby świat się pode mną zawalił. Zawiodłam się i nie rozumiałam dlaczego wpadłam
do takiego dołu…
A teraz zacznę od początku… Dlaczego wybrałam się na rekolekcje do Wspólnoty Miłości Miłosiernej w Polańczyku? Jestem siostrą zakonną i co jakiś czas mogę wyjeżdżać na rekolekcje poza moją wspólnotę i właśnie w tym roku planowałam wyjazd (wg mojego zwyczaju) na rekolekcje lectio divina, więc się na nie zapisałam. Czułam jednak w sercu przekonanie, że tym razem mam jechać na rekolekcje w inne miejsce, ale nie wiedziałam gdzie, więc pytałam Pana na modlitwie. Za dwa dni dostałam sms od jednej z moich współsióstr, że dowiedziała się o takich rekolekcjach w Polańczyku
i wysłała mi stronę Wspólnoty Miłości Miłosiernej. Pociągało mnie w tej wspólnocie to, że jest charyzmatyczna, ponieważ doświadczałam od kilku lat bardzo pozytywnie Kościoła charyzmatycznego. A druga rzecz, która była w porządku, to to, że rekolekcje są w milczeniu. I tak postanowiłam tam pojechać wraz z dwoma siostrami z mojego Zgromadzenia.
W podróży zaczynałam mieć wątpliwości, czy to dobry wybór, spodziewałam się, że w tym miejscu rekolekcje będą miały trochę inny charakter niż do tej pory to było. W czasie rekolekcji zaczęła mnie rozbijać niepewność, co do formy rekolekcji… najtrudniejsze dla mnie było to, że zupełnie nieoczekiwanie zaczęły otwierać się we mnie „rany”, które już wydawały mi się uleczone. Bardzo tego nie chciałam, było mi z tym źle i czułam ogromny wstyd. Byłam tym jakby zmiażdżona. Doświadczałam nawet lęków, które towarzyszyły mi w niektórych trudnych sytuacjach z dzieciństwa. Byłam tak zdołowana, że myślałam, że sobie nie poradzę po powrocie. Wszystko jakby się zawaliło… tylko chciało mi się płakać… Nie umiałam słuchać piosenek o Bogu, które puszczaliśmy w samochodzie, bo wtedy nie umiałam powstrzymać łez, a nie chciałam, by ktokolwiek widział mnie w takim stanie. Martwiłam się tym, co ja powiem siostrom z mojej placówki, ponieważ mamy taki zwyczaj, że dzielimy się wybranymi doświadczeniami z rekolekcji.
Nieoczekiwanie, gdy odwiozłyśmy pierwszą siostrę na placówkę, przypomniało mi się jak
ks. Maciek mówił na przedostatniej Mszy Św., że mamy pozwolić Panu, by nam nogi obmywał i przyszła mi myśl, że to, co się działo na rekolekcjach było obmywaniem nóg przez Pana, a On posłużył się do tego ludźmi. Było to takie doświadczenie jakby ktoś mi pokazał przed moimi oczami i wyjaśnił znaczenie rekolekcji. Potem przyjechała po mnie moja przełożona z drugą siostrą z mojej placówki. Bardzo zależało mi na tym, by nie pytały mnie o rekolekcje, bo nie wiedziałam, co im powiedzieć. Okazało się, że one były bardzo ciekawe, ponieważ byłam w nieznanym dla naszego Zgromadzenia miejscu. Gdy jednak zaczęłam im opowiadać, sama zdziwiłam się, że idzie mi to tak lekko i wraz
z opowiadaniem docierał do mnie sens rekolekcji, choć jeszcze nie do końca.
Na drugi dzień okazało się, że owocem rekolekcji jest to, że bardzo mocno dotyka mnie Słowo Boże: na Mszy Św., słowo kapłana na homilii i Słowo, które sama czytałam w Piśmie Św.
W sierpniu tego roku, niedługo po rekolekcjach, miałam zmianę na inną placówkę
i otrzymałam na niej odpowiedzialność, która z wielu względów mnie przerażała
i rzeczywiście nie była łatwa. Pan nie zmienił mi placówki i obowiązki, ale zmienił mnie. Zobaczyłam
w sobie zmianę: inaczej reagowałam na problemy niż dawniej. Było we mnie dużo spokoju, a także wewnętrznej radości i jakaś moc, która na pewno nie była moja. Bardzo szybko potrafiłam przebaczać i przejść ponad problem. Miałam takie poczucie jakby Jezus zmienił moje serce i cały moje wnętrze.
I za to, co uczynił Jezus chcę oddać Mu chwałę!
s.Emilia