Świadectwo Doroty
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Po raz pierwszy na Mszę o uwolnienie i uzdrowienie do Polańczyka przyjechałam z mężem w sierpniu 2018r. Wcześniej byłam już na takich nabożeństwach bliżej swojego miejsca zamieszkania. Do Polańczyka mam ponad 100 km. Tutaj zauroczyła mnie atmosfera, (chociaż to chyba niezbyt trafne określenie). Czułam tutaj obecność Boga. Panu Bogu i Matce Pięknej Miłości oddałam przede wszystkim nasze małżeństwo i mojego męża, który miał poważny problem alkoholowy. I chociaż po powrocie do domu każdy dzień był tylko gorszy, a mnie brakowało sił nie ustawałam w codziennej modlitwie różańcowej i rozmowie z Bogiem. Bezustannie powtarzałam – O cokolwiek poprosicie Ojca w Imię moje, spełnię, aby Ojciec umiłowany był w Synu. Adorowałam Jezusa, ofiarowałam posty, a tu nic. Po dwóch tygodniach mąż o 4 rano obudził mnie i powiedział, że chce iść się leczyć. Dzisiaj jest rok i 1 miesiąc po zakończonym leczeniu. Z własnej woli uczęszcza na zajęcia indywidualne i grupowe z terapeutą. Codziennie o 15 odmawiamy Koronkę do Miłosierdzia Bożego, a wieczorem różaniec.
Kolejną rzeczą o której chcę napisać było ustąpienie duszności, która nie została zdiagnozowana przez lekarzy. Nie byłam wtedy na Mszy. Z synem byłam przejazdem nieopodal Polańczyka. Poprosiłam, żebyśmy podjechali jeszcze kilka kilometrów. Weszłam do pustego kościółka upadłam na kolana i prosiłam, Matkę Pięknej Miłości, żebym mogła normalnie oddychać. Nie myślimy raczej o tym, kiedy nas ten problem nie dotyczy, to przecież taka normalna czynność. Teraz już wiem za co mam dziękować kiedy otwieram rano oczy. Powiedziałam też Matce Bożej, że jeżeli zacznę normalnie oddychać dam o tym świadectwo. Kolejne świadectwo dotyczy uczestniczenia w Eucharystii przez internet. W listopadzie ubiegłego roku bez jakichkolwiek objawów po położeniu się, w jednej chwili wszystko zaczęło wirować, nie dałam rady wstać, ani nawet usiąść nawet podtrzymywana, bezwładnie leciałam do tyłu, nawet ruch gałek ocznych nie był możliwy. W szpitalu zrobiono mi tomograf, który nie wykazał nic niepokojącego. Po powrocie do domu dalej czułam się bardzo niedobrze. Chodzenie tylko przy ścianie, a na dodatek zaczęła mi drętwieć prawa strona. Biorąc udział w transmisji przez internet, usłyszałam jak ks. Marek wypowiedział słowa, że jest uzdrawiana osoba, która ma jakby niedowład jednej części ciała, tak jakby po jakimś mikro wylewie czy coś takiego. Wiedziałam, nie wiem skąd, ale czułam, że jest to do mnie. W kilku dniach wszystko ustąpiło. Na wizycie kontrolnej lekarz powiedział, że drętwienia, które miałam mogły pochodzić od mikro wylewu, który w tomografie może być niewidoczny. I jeszcze jedno. w tym roku przyjechaliśmy znowu z mężem na Mszę o uzdrowienie, ja miałam na prawym udzie bardzo silną parastazję. Modlił się wówczas Marcin Zieliński. Nie było takiego poznania, ale wracając do domu dotykałam już nogę i było wszystko dobrze. Powiedziałam o tym mężowi dopiero na drugi dzień, ponieważ on już nie pyta, tylko czasami powie, bo ty wierzysz. Tak wierzę, bo mam przecież Ojca Boga Wszechmogącego . Amen. Chwała Panu i Jego Matce. Matce Pięknej Miłości. Całej Wspólnocie Miłości Miłosiernej Bóg zapłać za tak oddaną posługę.