Nazywam się Joanna, mam 23 lata. Dzisiaj po wielu latach walki, pragnę dać świadectwo tego, co Pan czynił i nadal czyni w moim , dosłownie, nowym życiu.
Zostałam wychowana w rodzinie chrześcijańskiej jako oczko w głowie rodziców. W rodzinie bardzo często lał się alkohol. Większość rodzeństwa ze strony rodziców miała problem z jego nadużywaniem. Mój tato również. Brakowało mi miłości Ojcowskiej. Miłości matczynej. Myślę, że mój obraz Ojca był bardzo wybrakowany. Z tego też powodu obraz Boga – Ojca był również bardzo zaburzony. Nie widziałam Boga kochającego, a Boga zimnego. Stawiałam sobie sama coraz to wyżej wymagania, zaczęłam szukać akceptacji wśród otoczenia.
W podstawówce, bawiliśmy się w coś w stylu wywoływania duchów.. Na początku gimnazjum, czyli w wieku 13-14 lat pierwszy raz trafiłam do szpitala, z powodu przedawkowania alkoholu. W gimnazjum zaczęło się też maltretowanie mnie, niszczenie moich rzeczy, bicie.. Potem, wpadłam w tak zwaną kulturę emo. Trupie czaszki, amulety, wróżenie z kart, horoskopy itp. Zaczęłam już wtedy palić papierosy. Bóg nie tyle stawał mi się coraz to obcy, ale autentycznie zaczęłam go odrzucać. W szkole średniej zaczęły się pierwsze imprezy, palenie marihuany, picie alkoholu, z czasem do tego stopnia ze na wielu imprezach urywał mi się film. W trakcie nie jednego upojenia alkoholowego byłam wykorzystywana seksualnie. Nie pamiętam, z kim i kiedy straciłam dziewictwo.
Rzucałam się w ramiona mężczyzn, którzy pragnęli jedynie mojego ciała i to na krótka chwilę
Przed studniówką, wpadłam w anoreksje. Do tego doszła depresja i zaburzenia psychiczne. Kolejno wychodząc z jednego, wpadłam w bulimie. Byłam na leczeniu psychiatrycznym w szpitalu, z którego wydalili mnie po miesiącu z powodu złamania regulaminu. W całym tym okresie przez kilka lat bardzo mocno się okaleczałam. Przeszłam jedną próbę samobójczą.
Początkowo niby zaczęłam wychodzić ze wszystkiego, ale wciąż nienawidziłam siebie. Przerzuciłam się znów na alkohol. Piłam do tego stopnia, że potrafiłam chodzić dzień w dzień w stanie nietrzeźwym.
Kolejno zaczęło się słuchanie muzyki satanistycznej itp. Do najgorszych stanów doprowadzałam się w momentach kiedy mama udawała się do kościoła. Następnie przeszukiwałam internet w celu korzystania z jakiś czarów, zaklęć, księgi i tzw bilbie diabła.
W jeden wieczór byłam już na etapie odczytywania tekstu odnoszącego się do oddania swojego życia szatanowi. Jednak nie byłam w stanie dotrzeć do końca.
Byłam też bardzo dręczona przez złego ducha gdyż stale czułam czyjąś stałą obecność. Czułam jak ktoś się koło mnie kładzie w nocy. Jak ktoś przy mnie się porusza. Słyszałam świsty, charczenia, cieżki oddech, za każdym razem, gdy zostawałam sama.
Były momenty, kiedy upojona alkoholem, nie pamiętałam na następny dzień wielu rzeczy, jak np. wymalowania czymś całych drzwi swojego pokoju znakami satanistycznymi i wyzwiskami.
Byłam wrakiem człowieka. Zresztą, ja nawet nie żyłam.
Pamiętam wieczór, w którym mimo wypicia znacznej ilości alkoholu, przyszłam do mamy i po krótkiej rozmowie wyznałam, że ja to bym chciała porozmawiać z Księdzem Markiem, który pare lat temu był u nas na parafii… przyjechaliśmy do Polańczyka. Myślę, że to był moment kiedy ktoś zaczął mi jasno uświadamiać i pokazywać mi sposób w jaki kocha mnie Bóg. Z jednej strony wydawało mi się, że przyjeżdżam na jakieś rozmowy bo po prostu nikt mnie nie rozumie. Ale Bóg tutaj zaczął już w delikatny sposób mnie przyciągać do siebie., gdyż tak po ludzku, chciałam wracać, bo coś zaczęło zaspokajać tutaj to moje pragnienie miłości.
Wiele rozmów, czy modlitw, które mnie umacniały, kierowały, wspomagały. Często nadal jeszcze jednak wracałam do swoich nawyków, bo wciąż tkwiło we mnie pragnienie bycia w centrum. W końcu, nadszedł taki wielki przełom. Konkretnie był to dzień, kiedy przyjęłam Chrystusa, jako Swojego Pana i Zbawiciela. Moment, w którym oddałam Mu całe swoje życie. Kiedy oficjalnie, z moim „tak”, zaprosiłam Go do swojego życia. To był moment, w którym On powoli, delikatnie i -bardzo subtelnie wziął mnie za rękę, prowadząc drogą ku miłości.
Prowadził mnie cały czas, jednak bardzo często to ja swoim „nie”, wyrywałam Mu się. Bo przecież, kim jest Bóg, aby mnie z tego wyciągnąć? Bo skoro może mnie z tego wyciągnąć to dlaczego do tego wszystkiego dopuścił? On był stale przy mnie. Ja popełniając grzech, stałam się tą, która Go biczowała, czy krzyżowała. A On za każdym razem brał mnie w swoje ramiona, mimo tego co Mu uczyniłam, aby powiedzieć mi, jak bardzo mnie kocha. Jak bardzo cenna dla Niego jestem. Że mimo tego co robiłam, jestem Jego umiłowaną córką, że jestem po prostu Jego.
Spotkałam na swojej drodze Kogoś, kto mimo moich wad, słabości, mówi, i tak Cię kocham. W niczym nie jesteś gorsza. Jesteś kochana. Jesteś chciana. Jesteś piękna. Bo jesteś moja.
Do Polańczyka przyjeżdżałam na modlitwę wstawienniczą. Wiele więzów, zniewoleń, zostało tutaj przez Pana zerwanych. Stopniowo uwalniał mnie ze wszystkiego. Potem postawił mi kierownika Duchowego, przez którego Bóg zaprosił mnie na msze z modlitwą o uzdrowienie i uwolnienie wewnętrzne, gdzie przygotowywał wszystko z bardzo wielką starannością, każdą chwilę. Ja jednak na początku jeszcze bardzo często upadałam. Wracałam do czegoś. Ale To On był teraz moją mocą, On o mnie walczył nawet kiedy ja się poddawałam,
Potem kiedy Pan tak powoli i delikatnie wyprowadzał mnie z tego wszystkiego, moja mama zachorowała bardzo ciężko. Nie mogła nawet wstawać z łóżka. Przestawała prawie mówić, albo mówiła tak, że ciężko było ją zrozumieć. Pamięć i koordynacja ruchowa zaczęły w dużym stopniu zanikać.
Wiele razy biegałam do Boga z płaczem, bólem i krzykiem, dlaczego? Wiele razy robiłam Mu wyrzuty. Nie dawałam sobie sama rady z tym wszystkim. To był czas kiedy znowu zaczęłam sięgać po alkohol. Ból i żal do Boga przygłuszał moje sumienie. Ale z drugiej strony, potrafiłam pójść do kaplicy, zamknąć się w środku, kiedy nikogo tam nie było i wykrzyczeć Mu wszystko co mnie boli. Z czasem zrozumiałam, że mimo tego co się dzieję, ja z Niego nie zrezygnowałam. Ja wiedziałam, że mimo moich wyrzutów i krzyków, to On jest tym, który jako jedyny mnie rozumie, jest przy mnie, bez względu na to jak się zachowywałam. .
Dziś rodzice są tutaj ze mną. Mama już prawie sama funkcjonuje. Choroba stała się błogosławieństwem dla naszej rodziny. Tato od 18 lat nie pije alkoholu po podpisaniu krucjaty wyzwolenia.
Dzisiaj, należę do Wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym, do Duszpasterstwa Akademickiego. Staram się jak najwięcej świadczyć o Jezusie. Choć wiem, że bardzo ciężko jest mi jeszcze ukochać swój krzyż i przyjąć wszystko z pokorą. On stale mnie uczy i prowadzi. Dziś jestem wolna od chorób związanych z odżywaniem, od różnego rodzaju myśli depresyjnych, samobójczych, nękających. Wolna, od nieczystości seksualnej. Od problemów z alkoholem, jego nadużywaniem. Wolna, od jakichkolwiek związków z praktykowaniem czarów, okultyzmu. Od krzywdzenia siebie. Okaleczania – dodam, że parę tygodni temu podczas mszy, na której nie miałam w ogóle być, Pan dokonał uzdrowienia moich blizn.
Bóg stawia na mojej drodze wspaniałych ludzi, którzy kochają mnie Jego miłością.
Jeżdżę na różnego rodzaju rekolekcje, spotkania modlitewne i kocham.
Jakby mi ktoś parę lat temu powiedział, że będę śpiewać i tańczyć na chwałę Boga, pewnie bym go wyśmiała.
Pan zerwał to wszystko. Oczyścił. To nie znaczy, że to wszystko nie wraca. Pokusy wciąż wracają. Ale dzięki Jezusowi, mam siłę aby z tym walczyć, jestem szczęśliwa, bo jestem córką Króla. A nawet jeżeli jakoś upadnę, to wiem, że On przez to nie zrezygnuje ze mnie. Skoro nie zrezygnował, kiedy grzeszyłam w tak cieżki sposób, to niemożliwe by zrezygnował ze mnie dzisiaj. Czy kiedykolwiek.
Dzisiaj patrzę na siebie i widzę osobę piękną, osobę kochaną, cenną. Patrzę na siebie i wiem, że to Jego miłość pozwoliła mi spojrzeć na siebie Z miłością. Bo nikt, ani nic nie zaspokoi człowieka, jak tylko Bóg. Wiem to, bo ja szukałam szczęścia we wszystkim co oferował mi świat. Szukając coraz to innego sposobu na pozorne szczęście, które jedynie przygłuszało moje pragnienie Boga. Bo kiedy On przytuli duszę, świat może się walić.
Pragnę też szczerze wyznać, że nie było w moim życiu sytuacji, z której Bóg nie wyciągnął by dobra. Nie ma na tyle trudnej i ciężkiej sytuacji, która potem nie stanie się naszym błogosławieństwem. Nie ma trudności, z którą On sobie nie jest w stanie poradzić. Bo Bóg nie potrafi dawać mało.
Wiem to, bo byłam martwa, potem przyszedł Jezus. Dzisiaj żyję. W Nim i dla Niego.
Pragnę zakończyć to świadectwo słowami proroka Jeremiasz – uwiodłeś mnie Panie, a ja pozwoliłem się uwieść,.
Chwała Panu!!!!!