Niech będzie pochwalny Jezus Chrystus, mam na imię Gabrysia chciałam się podzielić łaską uzdrowienia, jaką otrzymałam na nabożeństwie z modlitwą o uzdrowienie i uwolnienie w Sanktuarium w Polańczyku.
W okresie letnim prawie trzy lata temu, moja szwagierka wybierała się właśnie na tą mszę i zapytała mnie czy nie chciałabym również z nią pojechać. Wtedy tego nie zauważyłam, ale dziś widzę jak moją duszą targały dziwne myśli. Tak wiele było przeciw, małe dziecko 2 letni chłopiec, (któremu przecież ciężko wytrzymać w ciszy i spokoju kilka minut, co dopiero godzina i więcej), sama byłam w drugiej ciąży z córką, mąż, który tego dnia miał wrócić do domu z delegacji, bolący kręgosłup.
Dwa miesiące po ślubie uległam wypadkowi samochodowemu. Doznałam urazu kręgosłupa szyjnego. Uraz był na tyle poważny, że nawet po skończonym leczeniu, odbyciu kilku cykli rehabilitacji ból nie dawał w nocy spać. Ranki były ciężkie, szyja bolała, oglądanie telewizji sprawiało wiele dyskomfortu. Dodatkowo jedna ciąża, później następna mocno obciążyły mój kręgosłup.
Tego dnia w głowie miałam milion myśli i tysiąc powodów żeby nie jechać, ale jakaś dziwna Siła ciągnęła mnie do tego miejsca. Pomyślałam jadę, dam radę.
Wchodząc do kościoła zobaczyłam jak dużo jest ludzi, pomyślałam trudno przyjdzie mi stać, ktoś zrobił nam miejsce w ławce. Mimo gorąca i swojego błogosławionego stanu czułam się dobrze. Pod koniec mszy wyszłam do ubikacji. Gdy już wróciłam, zaczynały się modlitwy o uzdrowienie. Bardzo pragnęłam wejść, chociaż do przedsionka kościoła.
Dodam, iż przyjeżdżając na to nabożeństwo przywiozłam w sercu konkretną intencję a nawet dwie. Prosiłam Pana Boga o to by mój mąż wrócił do domu by znalazł pracę na miejscu i nie wyjeżdżał już w delegacje. Było mi bardzo ciężko samej z dwuletnim chłopcem, wizją zbliżającego się porodu oraz problemami dnia codziennego. Drugą intencję zaniosłam na ręce Mej Królowej. Prosiłam o szczęśliwe rozwiązanie i o zdrowie dla mej córeczki.
Już na początku modlitwy usłyszałam dar modlitwy w językach, pierwszy raz doświadczyłam tego osobiście, słyszałam o tym, ale zawsze byłam trochę jak niewierny Tomasz. W tym momencie coś we mnie pękło. Swoje wołanie również zaniosłam do Ducha Świętego prosiłam przyjdź i do mojego serca. Zamknęłam oczy i otworzyłam serce. W tej chwili poczułam jakbym stała na desce, która się waha do przodu i do tyłu. Czułam, że moje ciało jest bardzo ciężkie i że nie mam nad nim żadnej władzy, że coś
ciągnie mnie do ziemi. Bałam się, bo przecież byłam już wysoko w ciąży. Zaufałam Panu Bogu. Jakieś ręce złapały mnie jak upadałam na ziemię. Moje ciało było tak ciężkie, nie byłam w stanie samodzielnie otworzyć nawet powieki. Leżałam na ziemi bezwładnie jedynie ciężkie łzy leciały mi z oczu. Poczułam taki ciepły dotyk wokół mojej szyi, który lekko się zacieśniał by po chwili przejść po kręgosłupie i nogach. Gdy TO wspaniałe ciepło odeszło od mojego ciała, poczułam, że znów mam władzę nad własnym ciałem. Ktoś podał mi rękę pomógł wstać. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Nie miałam odwagi wstać, do końca modlitw klęczałam płacząc. Jakaś dobra dusza włożyła mi do ręki obrazek i medalik z wizerunkiem Matki Boskiej. Tej nocy spałam spokojnie a rano nie czułam bólu. To był cud!!
Od tamtego dnia mięło prawie trzy lata a ja nie wiem, co to ból szyi. Dodam też, że Zosia urodziła się zdrowa, mąż ma pracę jest z nami w domu. Dziękuję Panu Bogu za to uzdrowienie, Sam doskonale wiedział, czego mi potrzeba. Dostałam wszystko, o co prosiłam a nawet to, o co nie miałam odwagi prosić. Zaufałam. Dziś moja wiara jest inna lepsza. Mimo wielu przeciwności, które nadal są wierzę Panu Bogu i ufam.