Od początku 2012 r. systematycznie jeżdżę na msze o uzdrowienie. Najpierw do Łopienki, później do Polańczyka. Jedną z moich intencji była chęć wybaczenia. Miałam żal o brak zrozumienia mojej sytuacji rodzinnej, zdrowotnej, niechętną pomoc. Wybaczałam, ale żal wracał. Modliłam się, abym z radością mogła obok tych osób przejść na ulicy. Dzisiaj nie mam z tym problemu. Był to proces rozciągnięty w czasie, nie zdarzyło się to z dnia na dzień.
Wcześniej chodziłam do spowiedzi zazwyczaj trzy razy w roku. Teraz korzystam z tego sakramentu przynajmniej raz w miesiącu. Łatwiej zauważam grzechy, z którymi muszę walczyć. Bez systematycznej spowiedzi usprawiedliwiałam je swoim charakterem, stanem zdrowia, trudnymi relacjami międzyludzkimi. Im dłużej negatywne zjawiska funkcjonowały w moim życiu, tym trudniej było je wyeliminować. W sierpniu 2012 r. zaczęłam odprawiać dziewięć pierwszych piątków.
We wrześniu 2012 r. dostałam informację o złym wyniku badania cytologicznego. Od kilku miesięcy byłam osłabiona, musiałam planować cięższe obowiązki domowe,gdyż nie zawsze miałam na nie siły. Mój organizm nie oczyszczał się z bakterii, wirusów, miałam słabą odporność. Nadzieja, że po wyleczeniu bakterii powtórzona cytologia wyjdzie lepiej. Tymczasem szok. Wynik cytologii wysłanej do Rzeszowa to dalej stopień III i doszła do tego dysplazja. Jest to zmiana przedrakowa, która może się cofnąć albo pogłębiając się prowadzić do złośliwego raka. Należy w przypadku postępowania zmian w komórkach je wycinać. Może nie koniec świata, w najgorszym wypadku kilkanaście lat życia i wędrówki po lekarzach i zabiegach. Lekarz dał mi jeszcze pół roku, aby organizm sam walczył bez zabiegów. Niestety złapałam grypę. Pierwszy raz tak źle ją przechodziłam. W grudniu znowu ból i okazało się, że powikłanie po antybiotyku.
17 listopada 2012 r. byłam w Polańczyku na mszy o uzdrowienie. Ksiądz zaczął nabożeństwo od pierwszych słów poznania: „Jest tu młoda osoba, koło trzydziestki, jest kobieta”. Zaczęły lecieć mi łzy. Od tego momentu wiedziałam, że chodzi o mnie. Miały być wyciśnięte łzy, ale one już kapały. Jezus obiecał mi cuda i łaski. Na koniec było powiedziane, że Jezusowi zależy na mnie.
W maju 2013 r. za wskazówką księdza skierowaną do wiernych chciałam z mężem razem pomodlić się. Mieliśmy odmówić dziesiątek różańca. Wcześniej modliliśmy się osobno. Powiedziałam wiele intencji i nie dałam rady odmawiać dziesiątka, gdyż zaczęłam płakać. Mój mąż musiał sam kontynuować. Po modlitwie długo dochodziłam do siebie. Nie wiedziałam, czy tak mocno zareagowałam na intencje, ale było to nie do opanowania. Wtedy nie planowałam codziennej modlitwy z mężem. Tak się złożyło, że na następny dzień – 17 maja 2013 r. pojechaliśmy na mszę do Polańczyka. Ksiądz powiedział takie słowa, niby ogólnie skierowane do ludzi, że nawet, jak w rodzinie odmawiany jest tylko dziesiątek różańca, to jest obecny Duch Św. Zrozumiałam wtedy, że moje łzy są znakiem działania Ducha Świętego, który przychodząc do mnie uzdrawia i oczyszcza. Postanowiłam, iż będziemy kontynuować wspólną modlitwę. Raz miałam ból migrenowy w jednym miejscu z lewej strony. Po wspólnej modlitwie przyjemne uczucie rozchodziło się po mojej głowie. Doszło do bolącego miejsca i ból migrenowy ustąpił.
Wynik badania z maja 2013 r. był taki, że mam wirusa, który u 8% populacji powoduje złośliwego raka. Lekarz polecił mi o siebie dbać i badanie co pół roku. Pobrał cytologię. Musiałam poczekać kilka tygodni na wynik. Byłabym zadowolona, gdyby był na takim samym poziomie, aby choroba szybciej nie postępowała. Wynik cytologii był dobry. Z III stopnia cofnęła się do II – zaliczanego do normalnego stanu. Nie miałam żadnej dysplazji, ani śladów negatywnego oddziaływania bakterii, czy wirusów. 17 lipca 2013 r. w Polańczyku podczas nabożeństwa Jezus zabrał mi chorobę. Jeden z księży prowadzących powiedział, że uzdrawiane są kobiety z raka szyjki macicy. Moja choroba nie była jeszcze na etapie raka, ale wiem, że Jezus Dotknął mnie Swoim Miłosierdziem. Otrzymuję łaski z Miłosiernego Serca Jezusa w czasie spowiedzi i komunii św. Na Was Jezus też czeka w konfesjonale i komunii św., aby przytulić do Miłującego Serca.
Barbara