Homilia na 10. niedzielę zwykłą – rok „C” – ks. Marek Wasąg
Kiedy uważnie słuchaliśmy słowa Bożego, które Kościół nam dzisiaj daje można było odnieść takie wrażenie, że przed chwilą usłyszana Ewangelia jest niejako odzwierciedleniem wydarzenia, które miało miejsce, gdy działalność swoją prowadził, prorok Eliasz. O czym mówi nam dzisiaj słowo Boże? Zarówno w pierwszym czytaniu jak i w Ewangelii jest mowa o pewnej kobiecie, która była wdową, czyli została pozbawiona męża. Była zapewne obciążona nadmiarem różnych obowiązków, między innymi też tych, związanych z wychowaniem swojego dziecka, swojego syna. Zarówno pierwsza jak i druga wdowa miała tylko jednego syna. I jak pierwszej tak i drugiej przytrafiło się nieszczęście. Bo i tej z Księgi Królewskiej i tej ewangelicznej wdowie syn, jedyne oparcie, umarł. Bardzo dramatyczna sytuacja. Można powiedzieć, że chyba nie w sposób wyobrazić sobie odczucia kobiety, która traci dziecko i to jeszcze jedynego syna. Chyba tylko może pojąc ta, która rzeczywiście przeżyła takie doświadczenie. Ale w całym tym dramacie pierwszej i drugiej wdowy pojawia się nadzieja, Boży posłaniec. W przypadku pierwszej jest to prorok Eliasz, który bierze ciało zmarłego syna na górę, do swojego pokoju i tam z wielką gorliwością i wiarą prosi Boga, aby powróciła dusza tego dziecka. I staje się cud i syn ożywa. W drugim, to ktoś więcej niż prorok, bo to już sam Chrystus.
Jednak gdybyśmy się tylko skupili na takim analizowaniu różnic i podobieństw tych dwóch fragmentów z dzisiejszej liturgii słowa, to było by stanowczo za mało, ponieważ słowo Boże jest słowem żywym. Ono się odnosi do każdego z nas, do sytuacji każdego z nas. To Bóg dzisiaj do mnie, poprzez właśnie te dwa fragmenty i trzeci z listu św. Pawła do Galatów, chce coś ważnego powiedzieć. Chciejmy posłuchać tego, co Bóg mówi. O czym te fragmenty mówią. Otóż chciejmy się trochę wczuć w całą ta atmosferę. Jezus spaceruje ze swoimi uczniami w pobliżu bramy miasta, podczas, gdy z drugiej strony tłum tworzy kondukt ze zmarłym młodzieńcem. Towarzysze Jezusa maja w sobie radość, pokój, poczucie bezpieczeństwa, no bo jak może być inaczej skoro mają przy sobie kogoś, kto czyni cuda, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych, który kilka razy udowadniał, że jest wszechmogący. Z takim kimś czujemy się bardzo bezpiecznie. Tamci znowu płaczą i rozpaczają. Po której stronie jesteś ty sam? Czy z tymi co idą za Jezusem, czy z tymi, którzy idą za trumną? Czy idziesz za Panem życia? Czy twoja życiowa droga prowadzi na cmentarz? Są w życiu dwa sposoby przeżywania drogi. Jeden iść z Jezusem, drugi iść za trumną, którą to drogę wybierają ludzie zapatrzeni w przeszłość, uparci w urazach, przywiązani do swoich nałogów, grzechu. Idziemy radośni w pochodzie Jezusa czy podchodzimy w smutku niosąc śmierć w swoich ramionach.
Tak się składa, że obchodziliśmy niedawno oktawę Bożego Ciała, podczas której w każdym kościele zwłaszcza po wieczornej Eucharystii, wszyscy zgromadzeni wychodzą z kościoła w takiej symbolicznej pielgrzymce, na której czele stoi eucharystyczny, żywy Jezus. I tutaj znowu można iść zewnętrznie za Jezusem zmartwychwstałym, ale w środku można nieść grób. Wewnętrznie można żyć w śmierci. Z ust jednego z proboszczów usłyszałem takie zdanie, które wypowiadał bardzo boleśnie, można powiedzieć, że ze łzami w oczach, kiedy dzielił się spostrzeżeniem mówiąc, że w Oktawie Bożego Ciała nie było ani jednego dziecka komunijnego. Wiec na jaką drogę rodzice wprowadzają swoje dzieci. Na drogę, której przewodzi Jezus dawca życia, pokoju i radości, czy na drogę, której przewodzi telewizor, komputer, gra komputerowa, czy jakaś inna elektryczna zabawka. Dokąd zmierza nasze, twoje, moje życie? Na jakiej jesteśmy drodze.
I wdowa – bohaterka dzisiejszej liturgii. Jest obrazem kogoś, kto straciwszy męża, który ją wspierał, kochał, zostaje również bez syna, który był jej oparciem, całą jej nadzieją na świetlaną przyszłość, na lepsze jutro. Ona jest w pewnym sensie też symbolem tych, którzy uważają, że ich przeszłość była klęską, a przyszłość zamyka przed nimi wszystkie wrota. Reprezentuje tych, którzy po niepowetowanej stracie ubierają się w żałobę, spędzając życie w płaczu, w pochodzie na cmentarz. A Jezus staje przed nią i mówi: chwileczkę, chwileczkę nie wszystko skończone. Nie ma tragedii, nie straciłaś wszystkiego. Zostałem Ci jeszcze Ja. Otrzyj łzy z oczu, abyś mogła Mnie widzieć. Jestem z tobą i mogę nie tylko wskrzesić twoje nadzieje, ale mogę ci dać nowe życie. Przed tymi, którzy uważają, że nie ma już dla nich przyszłości Jezus staje pełen chwały, by przeszkodzić im w ich marszu na cmentarz. Tym którzy stracili wszystko i żyją w bólu ukazuje się Jezus i mówi jeszcze Ja ci zostałem. Kilka dni temu przyszły do mnie dwie siostry, starsza i nieco młodsza. Starsza umówiła tą młodszą na rozmowę, wiec czekałem o umówionej godzinie i kiedy przyszły obydwie, okazało się, że ta starsza trochę podstępem przyciągnęła tą młodsza, nie mówiąc jej do kogo idzie. Kiedy młodsza stanęła przed faktem dokonanym, była trochę zażenowana. Nie ukrywam, że ja też. W takiej sytuacji, nie za bardzo miałem pomysł co z nią zrobić. Żeby jednak nie zmarnować zupełnie tego spotkania, zaczęliśmy o czymś rozmawiać. Ta nasza rozmowa trwała godzinę piętnaście. Zakończyła się spowiedzią. I na zakończenie ta młodsza siostra mówi, że nie będzie miała swojej siostrze za złe, że użyła podstępu przyprowadzając ją do mnie. Jeszcze nie wszystko stracone. Jeszcze Ja ci zostałem, mówi Jezus.
I zmarły młodzieniec. Ewangelia podkreśla, że był człowiekiem młodym, a wiec chodzi tu o przedwczesną śmierć. Z drugiej strony był to jedyny syn, który ucieleśniał wszystkie nadzieje swojej matki. I ten, z którym liczono przyszłość, stał się przyczyną ich cierpienia. Ile razy zamiast spełnić oczekiwania najbliższych, rodziców dzieci, męża, żony bardzo często stajemy się powodem ich cierpienia. Jesteśmy przyczyną bólu. Zamiast być źródłem szczęścia, stajemy na czele ich orszaku na cmentarz. Ile to razy z ust rodziców wychodzą słowa: przez twoje życie i postępowanie ty mnie w pewnym momencie do grobu doprowadzisz. Czy nie tak? A Jezus dotyka naszej trumny i mówi, wstrzymaj się, wstrzymaj się młodzieńcze, tobie mówię wstań. Otrząśnij się z tego letargu. Jeszcze nie czas, żebyś umierał, jeszcze jesteś za młody, jeszcze długie życie przed tobą, jeszcze dużo dobra musisz zrobić. Powstań z tego narkotykowego czy alkoholowego odurzenia. Kilka lat temu nad jednym z rzymskich uniwersytetów zrobiono badania składu powietrza, i okazało się, że najwięcej w tym powietrzu było kokainy. Wyjdź z trumny twego bezsensu, egoizmu, z grobu nienawiści. z bagna nieczystości. Pewna młoda studentka, studiująca w Warszawie, która jest Bożym człowiekiem, świadkiem Chrystusa, autentycznym świadkiem Chrystusa. Opowiadała ile musi przecierpieć od tak zwanych swoich koleżanek, które nie mogą znieść tego, że ona się modli, że nie pije, że nie ćpa, choć jeszcze to, że chodzi co niedzielę do kościoła i nawet częściej są w stanie zrozumieć, ale to, że jest dziewicą – nie pojmą. Dlatego wspaniałomyślne koleżanki wystawiły jej dziewictwo na allegro. Do jakiego cynizmu, chamstwa i perfidii zdolny jest dzisiaj człowiek. Dlatego Chrystus mówi ci młodzieńcze: wstań i zobacz jaką drogą idziesz!
Jeszcze jedna refleksja na zakończenie. Jak to w działaniu Chrystusa zawsze bywa, każda historia, w którą On wkracza, kończy się happy endem. I tak skończyła się historia tej biednej wdowy, która strąciła jedynego syna. I Ewangelia mówi nam, że zmarły usiadł i zaczął mówić, a Jezus oddał go jego matce. Kto wraca do życia musi przynieś owoc tam gdzie się narodził. Nowe życie można prowadzić tylko razem ze wspólnotą. Święty Paweł daje świadectwo w drugim czytaniu dzisiaj, jak to on przeszedł ze śmierci do życia, ten który dyszał żądzą nienawiści, zabijania, mordowania chrześcijan, kiedy Jezus stanął na jego drodze, kompletnie zmienił kierunek życia, stał się apostołem miłości, apostołem słowa Bożego, apostołem Ewangelii. Tego oczekuje Jezus od nas. W dzisiejszym świecie my mamy być twórcami cywilizacji miłości, cywilizacji życia. Dzisiejsze słowo mówi nam też bardzo jasno, że kiedy wchodzi Jezus w życie człowieka, to je porządkuje. Z Nim ono staje się o wiele prostsze, ale wybór należy do Ciebie: albo będziesz szedł za Panem życia, albo w pogrzebowym kondukcie nad własny grób.