Niemal od początku, za pośrednictwem Radia Fara, uczestniczę w nabożeństwach o uwolnienie i uzdrowienie wewnętrzne. Jest to dla mnie „szkoła modlitwy” i możliwość uwielbienia Boga we wspólnocie. Każde nabożeństwo ubogaca mnie i umacnia.

            W pierwszy piątek czerwca 2010 roku, po modlitwie uwielbienia usłyszałam słowa poznania: „Pan Jezus uwalnia radiosłuchaczkę z wewnętrznego napięcia. Znakiem są łzy, które płynęły w czasie modlitwy’. W pierwszej chwili nie odniosłam tego do siebie, bo płacz na modlitwie zdarza mi się często, ale po chwili zorientowałam się, że mogę podnosić ręce na uwielbienie Boga, co wcześniej nie było możliwe i przypomniałam sobie modlitwę, którą w ostatnim czasie często odmawiałam: „Duchu Święty, przemień moje wewnętrzne napięcie w święte odprężenie”.

            Kilka miesięcy temu, w niedzielny wieczór, włączyłam radio i usłyszałam głos księdza Marka. Trwała transmisja nabożeństwa z Żurawicy. Włączyłam się do modlitwy i po chwili usłyszałam, słowa poznania: „…Pan Jezus dotyka słuchaczkę, która przypadkiem włączyła radio i modli się z nami. Znakiem dla ciebie są łzy, które same płyną nie wiesz, dlaczego. Pan Jezus uwalnia cię od skutków złego traktowania. Wśród rodzeństwa byłaś jak „brzydkie kaczątko”…

Ocierając łzy przypomniałam sobie, że w dzieciństwie zostałam dotkliwie pobita przez ojca – zawinili moi bracia. Czułam się wtedy bardzo upokorzona i skrzywdzona. Długo nosiłam żal w sercu, a gdy tylko miałam okazję, biłam młodszych braci.

            W czasie radiowej relacji z październikowego nabożeństwa w Polańczyku (bezpośrednia transmisja nie doszła do skutku), podczas modlitwy o uwolnienie z więzów międzypokoleniowych, doświadczyłam odruchu wymiotnego i płaczu, który potrząsał całym moim ciałem. Odczytałam to jako przynaglenie do modlitwy w tej intencji i rozpoczęłam ją od następnego dnia.

            17 listopada, na początku nabożeństwa, ks. Marek, podał różne intencje, a wśród nich o uwolnienie więzów i pęt, które sami sobie nałożyliśmy przez własne grzechy i złe życiowe wybory. Gdy wypowiadał te słowa, moje kolana zaczęły drżeć i mocno uderzać jedno o drugie. Powtórzyło się to, gdy ks. Marek ponownie wymienił tę intencję. Natychmiast uświadomiłam sobie, że w ostatnim czasie zbytnio skoncentrowałam się na modlitwie o uwolnienie z więzów międzypokoleniowych i zaczęłam modlić się o uwolnienie ze skutków własnych grzechów. Trwało to do 30 listopada.

Tego dnia, za pośrednictwem Radia Fara, modliłam się ze zgromadzonymi w Jarosławskim Opactwie. Po modlitwie o uwolnienie ze skutków okultyzmu, ks. Marek zachęcał do modlitwy w językach. Pragnęłam tak się modlić i czyniłam wysiłki, ale wychodziły ze mnie tylko jakieś dziwne jęki. Po chwili zachwiałam się i upadłam na podłogę. Przez chwilę całe ciało drżało jakby w konwulsjach. Gdy drżenie ustało, modliłam się leżąc krzyżem.

Na Litanię do Bożego Miłosierdzia, uklękłam i bardzo starałam się skupić na słowach modlitwy, jednak po kilku wezwaniach myśl mi „uciekła” i przypomniałam sobie, że w mieszkaniu przechowuję srebrny krzyżyk (bez wizerunku Pana Jezusa) i bursztynowe serduszko, które przed 20 laty zastępowały mi radiestetyczne wahadełko. Wtedy ponownie upadłam na podłogę i zaczęłam przypominać sobie kontakty z radiestetami, bioenergoterapeutami, zbiorowe seanse z uzdrowicielami, transcendentalne medytacje, w których brałam udział, książki i broszury na ten temat oraz osoby, które „zaraziłam” tym złem. Bez trudu „odkryłam”, że tu jest główne źródło więzów, które sama sobie nałożyłam.

Wszystkich tych praktyk i kontaktów wyrzekałam się podczas Seminarium Odnowy Wiary, ale do tej pory nie widziałam potrzeby wyznania ich na spowiedzi.

Przerażona tym wszystkim, zaczęłam intensywną modlitwę o uwolnienie. Opór i lęk przed spowiedzią pokonałam z modlitewną pomocą Wspólnoty Miłości Miłosiernej i bliskiej mi siostry zakonnej.

W pierwszy czwartek grudnia przystąpiłam do spowiedzi. Przed udzieleniem rozgrzeszenia kapłan modlił się nade mną o uwolnienie od skutków okultystycznych praktyk, które wyznałam. W moim sercu zapanował pokój i od tego dnia mogę uwielbiać Boga (wcześniej byłam na tę modlitwę całkowicie zablokowana).

Po spokojnej nocy obudziłam się z pieśnią uwielbienia w pamięci. Do tej pory były to najczęściej „czarne myśli”.

            Bogu niech będą dzięki za ogrom łask, które otrzymuję za pośrednictwem księdza Marka, Wspólnoty Miłości Miłosiernej i Radia Fara.

Dziękuję tym, którzy wspierali i wspierają mnie modlitwą – niech Pan Jezus sam będzie dla Was nagrodą.

Proszę o modlitwę w intencji osób, które wprowadziłam w okultyzm.

Maria

8 grudnia 2012 r.

Ps.

Moje kontakty z okultyzmem rozpoczęły się wkrótce po nawróceniu ( w II połowie lat 80). Pragnęłam w ten sposób pomagać ludziom w życiowych trudnościach i chorobach. Wśród radiestetów i bioenergoterapeutów spotkałam siostrę zakonną, zakonnika i kapłana diecezjalnego. Jeden z seansów zbiorowych, w którym uczestniczyłam odbywał się w parafialnym kościele. Pierwszą książkę o. de Mello – hinduskiego Jezuity polecił mi bardzo gorliwy kapłan. To dawało mi pewność, że nie ma tu nic złego.

W tym czasie każdy dzień rozpoczynałam od udziału we Mszy Świętej i dużo się modliłam. Kilku kapłanów pytałam, co sądzą o tych nowych i coraz bardziej popularnych praktykach, ale dopiero po kilku latach ks. Stanisław przywiózł nam świadectwo o. Verlinde i uświadomił grożące niebezpieczeństwo.

Natychmiast zrezygnowałam z tych praktyk i kontaktów. Nieco później (z niemałym oporem) wyrzuciłam wahadełko. Książki zniszczyłam dopiero po Seminarium Odnowy Wiary (w 2010 r). Natomiast do tej pory nie wiedziałam o okultystycznym pochodzeniu akupresury.

Od czasu, gdy na łamach „Miłujcie się” zaczęły się pojawiać artykuły na ten temat, rozpowszechniałam je. Wypożyczałam broszury wydane przez Odnowę. Kasety z konferencjami o. Verlinde przekazałam kapłanowi, który zajmował się bioenergoterapią.

Spotykam się jednak z osobami, które nadal korzystają z usług różnych uzdrowicieli, „lekarzy” homeopatów, itp., i nie chcą słuchać, że jest w tym jakieś zło. Pozostaje mi modlitwa.

Maria