Szczęść Boże.

Mam na imię Katarzyna.

Zacznę od tego, że 17 X 2019r. słuchałam przez radio transmisji nabożeństwa
o uzdrowienie i uwolnienie z Polańczyka. Ksiądz podczas wprowadzenia mówił m.in. o tym, jak często człowiek jest niecierpliwy, nie umie czekać i chce wszystko na już. Kiedy usłyszałam te słowa, poczułam przynaglenie, by podzielić się z Wami historią, w której Pan Bóg doświadczył mnie swoją miłością i uczył mnie czekać…

Jakieś 3 miesiące temu przeżywałam pewnego rodzaju kryzys wiary. Niby wszystko było
w porządku, a jednak czułam w sercu, że moja relacja z Panem Bogiem nie jest taka jak wcześniej. Jednej niedzieli podczas Eucharystii prosiłam pana Boga, aby umocnił moją wiarę
i doświadczył mnie swoją miłością. Kilka dni później, robiąc test ciążowy dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Byłam zaskoczona, że Bóg chce nam dać kolejne dziecko właśnie teraz, kiedy… dopiero co podrosły nasze pozostałe dzieci, ustabilizowała się moja sytuacja zawodowa i kiedy chciałam się w końcu zająć swoim zdrowiem. Pomyślałam jednak, że jeżeli Pan Bóg chce dać nam maleństwo właśnie teraz, to widocznie ma w tym jakiś plan.

Kiedy po raz pierwszy poszłam do lekarza w celu potwierdzenia ciąży, obraz USG nie był jednoznaczny. Lekarz oznajmił, że jest za wcześnie i trzeba poczekać. Po ok. 4 tygodniach, na kolejnej wizycie, lekarz wykonując USG długo nic nie mówił, poczułam wówczas, że coś jest nie tak. Po chwili usłyszałam, że jest zarodek, ale jego serce przestało bić. Byłam w szoku! Niedowierzałam! Lekarz zaproponował, że możemy jeszcze tydzień poczekać, ale jest to prawie pewne, że płód obumarł i ze wkrótce poronię. Czekanie na wizytę, która miała potwierdzić bądź wykluczyć diagnozę, było dla mnie straszne. Zagościł we mnie smutek, lęk
i niepewność. Modliłam się jednak do Pana Boga i zawierzałam Matce Bożej całą tę sytuację. Po tygodniu potwierdził się brak akcji serca u dziecka. Dostałam skierowanie do szpitala, gdzie miałam je urodzić martwe. W szpitalu zrobiono badania i w dniu, kiedy miałam otrzymać tabletki wywołujące poród, dostałam zapalenia żyły. Usłyszałam od lekarza, że muszę przyjąć leki przeciwzakrzepowe, które zwiększają ryzyko krwotoku,  więc na razie wypiszą mnie ze szpitala i za tydzień mam się zgłosić ponownie. To był koszmar. Zastanawiałam się po co mam jeszcze kolejny tydzień chodzić ze świadomością, że noszę w sobie martwe dziecko. Po co to wszystko? Bardzo się bałam.

Przez ten tydzień jeszcze gorliwiej modliłam się o potrzebne łaski na ten trudny dla mnie czas. Modlitwą wspierali mnie także członkowie Wspólnoty Miłości Miłosiernej z Polańczyka, za co Im składam: serdeczne Bóg zapłać!
Uczestniczyłam także w modlitwach wstawienniczych. Na jednej z modlitw pojawiły się słowa poznania, że Pan daje mi łaskę pokoju, a Matka Boża chroni mnie swoim macierzyńskim płaszczem i nic złego mi się nie stanie. W wyznaczonym terminie zgłosiłam się na Oddział, wcześniej jednak zaprosiłam Matkę Bożą, by była tam ze mną.

Zrobiono badania, a następnie podano tabletki. O 15-stej – w godzinie miłosierdzia zaczęło się krwawienie, ok. 5 godzin później było po wszystkim. Przez ten czas modliłam się odmawiając koronkę do Bożego Miłosierdzia. Zawierzałam także Matce Bożej wszystko, czego doświadczałam. Jednocześnie czułam niesamowity pokój serca, zgodnie ze słowami poznania, które usłyszałam podczas modlitwy wstawienniczej.

W poniedziałek 14.10. złożyliśmy do grobu małą, białą trumienkę z ciałem naszego dziecka. TAK – DZIECKA, bo nie ważne czy to płód, czy zarodek, czy ma 6 miesięcy, czy 6 tygodni – to jest dziecko, które ma ciało i duszę i które Bóg zapragnął przez nas począć.

Dzień później – wtedy, kiedy obchodzony jest dzień dziecka utraconego, czyli 15.10.

uczestniczyliśmy z mężem we Mszy św.

Podczas tej Eucharystii uświadomiłam sobie, że to wielka łaska, że nasze dziecko może wielbić Pana Boga, tam w niebie, i że może się wstawiać za nami i swoim rodzeństwem, które ma tu na ziemi.

Zrozumiałam również, że czas 3 tygodni, po ludzku – czas śmierci, beznadziei, smutku i łez,
w oczach Pana Boga był czasem mojego błogosławieństwa; czasem, w którym zbliżyłam się do Pana Boga i w szczególny sposób doświadczyłam Jego miłości…

Dziękuję Matce Bożej za wyjątkową opiekę oraz chwała Panu Bogu, który jest Panem naszego czasu, za miłość do człowieka i za to, że chojnie udziela nam swych łask – w najbardziej odpowiednim dla nas momencie…

Chwała Panu!