Objawy choroby zaczęłam mieć w lipcu 2011 roku, zaczęłam krwawić… mniej więcej tydzień czasu, później niecały miesiąc przerwy i kolejne tygodniowe krwawienia i tak cyklicznie. Do tego dochodziło duże osłabienie organizmu, do takiego stopnia, że w momentach krwawienia nie miałam siły wstawać. W grudniu z wycięczenia trafiłam na pogotowie. Tam skierowali mnie na badania… w między czasie przestawałam jeść…nie przyjmowałam jedzenia bo kończyło się to bólem. Wyniki badań wyszły złe było widać, że mam przekrwione jelita… skierowali mnie do kolejnych  lekarzy…a lekarze od kolejnych lekarzy…nie chciano mnie leczyć… tłumacząc, że nie widzą co mi jest, a jestem zbyt młoda, żeby podawać mi sterydy….w końcu trafiłam do klinki… wtedy miałam już bóle brzucha i prawie nic nie jadałam …lekarz, który w końcu zgodził się mnie leczyć zaostrzył mi jeszcze bardziej dietę i skierował na kolejne badania… te wyszły gorzej niż poprzednie…zaczęto podejrzewać mi chorobe Leśniowskiego – Crohna albo chłonniak, gdyż zrobił mi się 4 mm guzek na jelitach. Lekarz, konsultował się z profesorami w klinice i nadal nie wiedzieli co mi jest. Powiedział mi szczerze, że nie zna przyczyny mojej choroby i nie wie jak ma mnie leczyć. łapiąc się czegokolwiek podłączył mi leki, zaznaczając, że nie wie czy to cokolwiek mi da. Był czerwiec 2012  roku, byłam wykończona nie tyle fizycznie co psychicznie, załamałam się do takiego stopnia, że cały maj i czerwiec nie mogłam spać.

Moja rodzina, znajomi zaczęli się modlić o uzdrowienie… ja długo nie potrafiłam… bardzo chciałam być zdrowa ale nie potrafiłam oddać tego Panu Jezusowi…pod koniec czerwca miałam już serdecznie dość, nie chciało mi się żyć ( ja taka pełni życia dziewczyna), modliłam się, żeby Pan Jezus mnie zabrał, mówiłam mu, że nie mam siły, że nie widzę sensu życia, że to wszystko mnie przerasta…przepłakałam kolejny dzień z bezsilności… położyłam się na łóżku i zaczęłam się modlić nic nie mówiąc, zaczęłam być przy Panu Jezusie tak po prostu… a On mówi do mnie, z taką ogromną miłością-Córeczko… kochana moja, osobie chorej i cierpiącej się usługuje i daje dużo więcej miłości niż osobie zdrowej, skoro wy choć źli jesteście, jesteście w stanie tak robić, to co dopiero Ja, który jestem samym dobrem. Chce  się Tobą opiekować i dawać więcej miłości, bo jesteś chora i cierpiąca, chce Ci usługiwać i ciągle przy Tobie być, szczególnie w każdym cierpieniu. A ja się na to zgodziłam, całą sobą, ciałem ,rozumem,  duszą, sercem… poczułam pokój i zasnęłam. I to był dla mnie moment przełomowy… tak jakbym w końcu oddała tą chorobę Panu Jezusowi.

Pewnie głupio to zabrzmi ale ja z dnia na dzień czułam się lepiej, czułam ,że wracają mi siły… przestawałam mieć objawy choroby… zaczynałam próbować jeść i nic mi po tym nie było, nic nie bolało… ale tu wkraczał mój racjonalizm, który nie pozwalał mi uwierzyć.  Czułam, że jestem zdrowa, usłyszałam, że jestem uzdrawiana na jednej z niedzielnych Mszy Św. ale nie pozwalałam sobie w to uwierzyć… tłumacząc sobie to psychiką , że to mój wymysł itd. To wszystko działo się szybko… mama zabrała mnie w lipcu na modlitwę o uzdrowienie… byłam na tej modlitwie ale nie modliłam się ani przez sekundę o uzdrowienie… pod koniec tej modlitwy Ksiądz mówi ,że jest tu osoba, która choruje na jelita, że lekarze są bezsilni, że przyjmuje leki, które jej nie pomagają i że nie przyszła modlić się w tej intencji i na koniec oczywiście zdanie, że jestem zdrowa. Ja wiedziałam, że to ja… nawet nie próbowałam bronić się swoim racjonalizmem zaczęłam się śmiać i pół żartem mówię do Pana Jezusa „ dlaczego tak publicznie, nie mogłeś mi powiedzieć osobiście”. Słowa tego Księdza były mi potrzebne, chodź wtedy dziwiłam się, że Pan Jezus w taki sposób mnie uzdrawia. W sierpniu pojechałam na kolejne badania, w których napisano, że „nie znaleziono, zmian mogących odpowiadać zmianom zapalnym jelit” , mimo, że wiedziałam już wcześniej, że byłam zdrowa to popłakałam się jak dostałam te wyniki, wiedziałam, że to cud (mimo, że nie lubię tego słowa).  We wrześniu pojechałam do lekarza z tymi wynikami, który powiedział mi „mam dla Pani dobrą wiadomość nie ma Pani Crohna, nie ma Pani zapalenia jelit yyyy ogólnie nie ma Pani chorych jelit”. Amen.

I tak oto Pan Jezus uzdrawia nawet racjonalistów, którzy muszą mieć wszystko czarno na białym i wszystko wytłumaczone. Zna mnie… wiedział, że musi mi to udowodnić kilka razy:) Pan Jezus jest dobry!

 

Ewelina