Mam na imię Marcin i pochodzę z tradycyjnej katolickiej rodziny. Do ok. 11 roku życia modliliśmy się wspólnie w domu. Później zacząłem się zastanawiać nad istnieniem Boga. Pierwszym takim pamiętnym „powątpiewaniem” było …. Bierzmowanie. Tyle przygotowań, dużo emocji i nic. Nie tak jak w Ewangelii. Niczego nie poczułem.

Byłem ministrantem, chodziłem na „Oazę”, jednym słowem doświadczałem pięknych przeżyć estetycznych.

Wiedziałem, że jest Bóg, którego losy opisane są w książce pt. „Pismo Święte”, jak również na tę pamiątkę jest sprawowana Eucharystia. Słyszałem nawet, że są Objawienia (wtedy Bóg działa), ale jest to dla wybranych ludzi.

Podczas urlopu w 2012 miałem rozmowę z rówieśnikiem, który przy luźnej rozmowie zapytał wprost: „dlaczego wierzysz?” Zdałem sobie sprawę, iż żadne filozoficzne rozważania nie będą przemawiały „za”. Osoba ta nie chodzi do kościoła, ale uświadomiła mi, że mam problem. Pomyślałem w tedy: „Boże, jeśli jesteś obecny, to musisz być odczuwalny”.

We wrześniu zaproponował mi kolega wyjazd na Mszę św. z modlitwą o uzdrowienie w Polańczyku. Pomyślałem: „Nareszcie zobaczę jakie tu „czary mary” będą odchodzić”. Podczas modlitwy ks. mówił o różnych cudach. W duchu powiedziałem: „a niby skąd mam wiedzieć, że ci ludzie naprawdę są wyleczeni”? Za chwilkę z ust duchownego padają słowa: „przebywa tutaj osoba, która jest bez łaski uświęcającej i Jezus ci mówi abyś się nawrócił” To był mój grzech (nie byłem u spowiedzi), ale był na tyle „powszechny”, że pomyślałem: „e to na pewno nie o mnie chodzi”. W tedy padają kolejne słowa: „Na dowód tego, że chodzi o ciebie, nie będziesz mógł ruszać kończynami”. W tej chwili poczułem mrowienie w rękach… a po chwili już nie mogłem ich wyprostować. Od tego momentu „świat się zatrzymał”. Wszystko działo się w zwolnionym tempie, ledwo panowałem nad sobą, a po przyjściu do domu płakałem jak dziecko. Pamiętam wyraz jej oczu, które były mocno zakłopotane.

Nie wiedziałem tylko jednego, …. to był dopiero początek …!!!!

W 2013 roku pojechałem na rekolekcje i tam zobaczyłem Moc Słowa Bożego. Jezus wyraźnie mi pokazał jak bardzo się myliłem… (na ten temat mógłbym dać kolejne świadectwo :-).

Wczesną jesienią, podczas modlitwy wstawienniczej, kapłan kolejny raz zasugerował, abym powiedział świadectwo. – Ja? Stanąć przed wszystkimi ludźmi?! Przecież jestem zdrowy, a to nie chodziło o ciało, dotyczyło czegoś innego …

Na następny dzień Jezus kolejny raz dał Łaskę odczuć swoją Obecność. Poczułem ciepło w sercu i potwierdzenie, żebym się nie bał.

 

Chciałbym mieć taką radość serca w całym życiu!